wtorek, 1 marca 2011

Jak cię widzą, tak cię piszą ...

Excel dla ambitnych. Co to znaczy?

W tym odcinku postawimy problem profesjonalizmu w użytkowaniu Excela.
Microsoft sprzedał dotąd miliony pudełek. Jeszcze niedawno był firmą szybko rozwijającą się i jedną z najbardziej innowacyjnych. Teraz passa pomału się kończy.

Ale Excela ciągle użytkują miliony użytkowników na całym świecie. Wykorzystując mniej niż 1 % jego funkcji. Zaawansowany analityk, pracujący od kilku lat w Excelu i przygotowujący przy jego pomocy raporty dla swoich szefów, wykorzystuje go w większym stopniu.

Jednak zdecydowana mniejszość - profesjonalnie. Jak to w życiu. Prawdziwy profesjonalizm, w każdej dziedzinie - to rzadkość. Nic w tym niezwykłego. A ambitny użytkownik Excela, dla którego ten program jest ciągle najważniejszym narzędziem pracy, to taki, który ma ambicję pracować najlepiej, jak to możliwe. Profesjonalnie.

Mam wizję takiego profesjonalizmu. Chcę ją na tym blogu przedstawić.
Wprowadzenie do problematyki Excela dla ambitnych, pierwszy cykl, nosi tytuł:

Cztery oblicza profesjonalizmu

Dzisiaj część pierwsza.
Na początek omówmy dla porządku sprawy ważne, ale którymi nie będziemy się szerzej zajmowali na tym blogu.

Pierwsze, „światowidowe” oblicze: „Jak cię widzą, tak cię piszą”

Wiadomo, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. 
To banał. 

Kiedy idziemy z pierwszą wizytą, ubieramy się starannie, bierzemy kwiaty, wino, ćwiczymy formułki grzecznościowe, które wypowiemy, wzbudzając ciepłe uczucia sympatii. Przecież naprawdę jesteśmy sympatyczni. Naprawdę lubimy gospodarza i chcemy mu to okazać. Im lepiej, im bardziej przekonująco to zrobimy, tym prawdziwiej się zaprezentujemy. 

Czy może prawdziwsze będzie, gdy nie zmienimy koszuli i zamiast "Bardzo mi przyjemnie", wymamroczemy coś niewyraźnie i usiądziemy czym prędzej w obecności stojącej gospodyni?

Będziemy tłumaczyć, że to nieważne? „Bo my są uczciwi i dajemy na tacę” ? A co tam jakieś hipokryzje!
Takie gadanie wychodzi chyba z mody, nawet w tych dziwnych, postmodernistycznych czasach, prawda?


A teraz zastanówmy się chwilę.

Wyobraźmy sobie człowieka, który pracując w Excelu trzy lata, po pięć godzin dziennie, nie potrafi posumować szybko standardowej tabelki z liczbami. 
Ależ oczywiście. Klika błyskawicznie myszką. I udaje mu się posumować tabelkę, zawierającą, powiedzmy, czterdzieści wierszy i dwanaście kolumn.

Przy okazji, ze dwa razy myszka mu się omsknie. Jak tabelka ma sto wierszy, zaczyna być problem. A jak tysiąc? Excel 2007 może przechowywać do miliona wierszy. Skoro można przechowywać, to czasem będzie trzeba zsumować, prawda?

Każdy klika myszką. Prawie każdy robi to sprawnie. To żadna nowość. Przeciętny obserwator prawdopodobnie nie zwróci uwagi, jak „zaawansowany” użytkownik miota się z myszką i sumuje, sumuje, sumuje. A czas biegnie. Ale prawdziwy profesjonalista już wie. Ma do czynienia ze sprawnym samoukiem. Takim, jakich tysiące. Z żadnym profesjonalistą.

Być może jego znajomość zawodu i narzędzi jest wyższa niż przeciętna. Być może spędził wiele tygodni nad sprytnymi, unikalnymi formułami. Jego raporty są czytelne i wiarygodne. Oddaje je na czas i potrafi przekazać ich treść. Potrafi nawet przekazać zasady budowy i modyfikacji koledze, na czas urlopu.
Stara się być profesjonalny i rzetelny.

Ale co na pierwszy rzut oka dostrzeże prawdziwy profesjonalista?
„Myszkoholika”, który wykłada się na najprostszym, manualnym zadaniu. Niczym nie wyróżniającego się samouka, jakich wielu.
Nasz excelista, dumny z biegłości, poniósł więc na początku pierwszą porażkę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Swoją wiedzę i osiągnięcia będzie teraz oczywiście „sprzedawał”, ale zaczynając jakby z niższego poziomu, mozolnie odrabiając początkowe straty.


A teraz wyobraźmy sobie sytuację odwrotną. Jesteśmy na jakimś pokazie, na którym trzeba przedstawić i omówić kilka raportów w Excelu. Pokazie, połączonym z budowaniem tych raportów na żywo. I w tym celu wykonać ad hoc sumowanie tabelki, zawierającej, powiedzmy, piętnaście tysięcy wierszy i czterdzieści kolumn.

Wchodzi młody, schludnie ubrany człowiek. Mówi do rzeczy, ale nic specjalnego. Normalka. Natomiast przyciąga naszą uwagę niespotykana sprawność, swoboda i lekkość posługiwania się Excelem podczas pokazu.

Posługuje się całą klawiaturą. I myszką. Nie odwrotnie.
Zrobił podsumowanie tabeli poziomo, pionowo i w dolnym prawym rogu, prawie niezauważalnie. Pokazał za chwilę wiersz sumowania, zaznaczył go, pogrubił i pochylił czcionkę. Następnie utworzył hierarchię wierszy, tak zwane „plusiki”, które można kliknąć myszką i odsłonić/zasłonić wiersze – składniki sumy.

Konkretniej: sumę wszystkich liczb zawartych w tabeli wykonał czterema ruchami. Ale zrobił to tak szybko, że wszyscy patrzyli, jak urzeczeni. Te cztery ruchy zawsze działają. Bez względu na liczbę wierszy i kolumn.
Lekkim, prawie niezauważalnym  skinieniem palców, sformatował liczby w tej tabelce jednym z sześciu formatów. Ulubionym formatem analityków i księgowych: dwa miejsca po przecinku, grupy cyfr po trzy przed przecinkiem, przedzielone spacją.

Cały czas omawiał meritum sprawy. Ale to docierało do niektórych, szczególnie zainteresowanych trudną sytuacją firmy na rynku. Było jednak parę osób, które potrafiły docenić jego profesjonalizm. To jego przełożeni, profesjonaliści. Żartem dodam – nasi absolwenci.

No i jego koledzy, samoucy, którzy dobrze wiedzieli, że takiego pokazu nie byliby w stanie przeprowadzić. Ponieważ nie ma sposobu, żeby takie czynności przeprowadzić myszką. I oni przynajmniej to wiedzą.
Jeśli jacyś „zaawansowani samoucy” nie znali go bliżej, to jak im się będzie jawił ów prelegent przez najbliższy czas? Jako guru Excela. Będą go mijać z szacunkiem, uśmiechając się trochę uniżenie i z zazdrością w sercu.

Tymczasem nie ma czego zazdrościć.

Trzeba tylko zdać sobie sprawę z kilku rzeczy.
Profesjonalna formacja opiera się na trzech filarach: wiedzy, umiejętności i biegłości.
Żeby wiedzieć, wystarczy przejrzeć jedną z wielu tabel ze skrótami klawiszowymi.

Ale to za mało. Trzeba te skróty uruchomić. Trzeba zbudować z tych skrótów – „słów”, „zdania języka celowych czynności”. Trzeba wiedzieć, po co te skróty i jaką ja odniosę z nich korzyść.
Nie ma sensu uczyć się wszystkich skrótów. Tylko tych, które będę używał codziennie. Inaczej zaraz zaponę
Tak rodzi się umiejętność. Najpierw kulawa, niezdarna, nawet mniej sprawna od szybkiego, jak seria z karabinu maszynowego, klikania myszą. Ale nie za cenę tępego powtarzania tego klikania i ryzyka, że się nie uda i trzeba będzie klikać od początku.

Elementarna cierpliwość i wytrwałość rodzi biegłość. Wcale nie trzeba dużo tej wytrwałości. Jeśli już posiedliśmy umiejętność niepewnego, żmudnego, powolnego skladania kilku skrótów klawiszowych w sekwencję czynności prowadzącą do podsumowania miliona komórek, wystarczy pięć minut przy porannej kawie. I po paru dniach zaczniemy to robić machinalnie. Niepoprawnie, ale powszechniej mówimy, że robimy to automatycznie.

I tak pojęta automatyzacja pracy w Excelu jest pierwszym znamieniem profesjonalizmu. Widocznego na pierwszy rzut oka.
Zgadnijcie, ilu „zaawansowanych” użytkowników Excela nosi takie piętno profesjonaizmu? 1%? Chyba mniej. Wiem, co mówię. I nie mówię o przeciętnych użytkownikach, dla których posumowanie tabelki, to już sukces.

A piętno profesjonalizmu trudniej już będzie stracić. Zanim odkryją, że niewiele więcej umiemy, będą myśleli, że musimy wiedzieć wszystko. Taka jest siła pierwszego wrażenia.

A wcale nie trzeba go tracić. Jeśli nie spoczniemy na laurach i nie zaczniemy korzystać z niezasłużonej jeszcze do końca sławy profesjonalisty. Ale o tym – następnych odcinkach.

piątek, 1 października 2010

Wstęp. Do czego służy Excel?

Witam wszystkich użytkowników Excela.
Na początek wypada się przedstawić.
Nazywam się Krzysztof Rumiński (http://www.goldenline.pl/krzysztof-ruminski). Postanowiłem, stosownie do najnowszej mody, prowadzić bloga o Excelu.
Jestem inżynierem mechanikiem, informatykiem, specjalistą w dziedzinie, zwanej wdzięcznie „Business Intelligence”, w skrócie BI.

Co to jest Business Intelligence (BI)?

Panuje teraz moda na angielszczyznę. Tak, jak na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku, panowała wśród szlachty moda na francuszczyznę, zaś w średniowieczu mieliśmy do czynienia z „makaronizmami”. Wyjaśnijmy więc, co ja rozumiem przez ten termin, bo bezrefleksyjne używanie współczesnych makaronizmów jest źródłem wielu nieporozumień.
BI to dziedzina informatyki wspomagająca przygotowanie informacji przydatnej do zarządzania na podstawie danych.
Anglosasi często słowo information zastępują terminem intelligence. Wyjaśnienia encyklopedyczne i słownikowe są tu mylące. Służba Wywiadu, czyli Agencja zajmująca się zbieraniem informacji szpiegowskich to nie Agencja (zbierania) Informacji tylko Agencja (zwiększania) Inteligencji. Intelligence Service.
Oficer kontrwywiadu, który przesłuchiwał żołnierzy zbiegłych z niewoli lub przedzierających się przez teren nieprzyjaciela, też musiał być strasznie „inteligentny”, bo nosił dumną nazwę Intelligence Officer. I tak zostało.
Jednak coś w tym jest. Nie jest to zwykła informacja. Nie można jej przeczytać w gazecie, a nawet w najbardziej specjalistycznym podręczniku akademickim. Jeśli nawet byśmy ją jakimś cudem uzyskali, to za parę dni ta informacja będzie już niewiele warta. Zestarzeje się.
Czyli rzecz nie polega na tym, żeby dysponować informacją, trzeba dysponować metodą jej ciągłego zdobywania, uzyskiwania.
Informację tę trzeba więc nieprzerwanie tworzyć. Tworzyć inteligentnie, specjalnymi metodami, trudnymi i pracochłonnymi. Z drugiej strony wydajnymi, żeby zdążyć na czas. Bo przetwarzać trzeba stale i błyskawicznie powiększającą się zawartość firmowych dysków.
Informacja powinna być w jednym wypadku ściśle tajna i przeznaczona wyłącznie dla najwyższego kierownictwa, innym razem powinna być maksymalnie czytelna, mieć atrakcyjną postać i być szeroko rozpowszechniana w środkach masowego przekazu i w Internecie.
Dane, to coś, czego się nie definiuje. Ale wyjaśnić jakoś trzeba. To po prostu właśnie zawartość ogromnych przestrzeni pamięci dyskowej. To są surowe dane, które przetwarzamy na informację używając specjalnych metod.

 

Co ma wspólnego Business Intelligence z Excelem?

Otóż tak się składa, że najlepszą, najtańszą i najszybszą metodą wdrożenia metod BI w przedsiębiorstwie DOWOLNEJ wielkości jest właśnie Excel. Często wspomagany Accessem, drugim składnikiem pakietu MS Office Professional. I tak się dzieje. W KAŻDYM przedsiębiorstwie na kuli ziemskiej. W każdym. Wszystkich nie zwiedziłem, ale dostatecznie dużo informacji posiadam, żeby zaryzykować twierdzenie, że w każdym.
Problem w tym, że bardzo często, za często, nieoczekiwanie często, robi się to NIEPROFESJONALNIE. Pół biedy, gdy nie ma tam żadnego tzw. systemu BI. Wtedy przynajmniej nikt nie wydał milionów dolarów, złotych, czy funtów na niezwykle zaawansowane systemy przetwarzające dane na informację. Których używa się po to, by uzyskać wprawdzie przetworzone, lecz ciągle w gruncie rzeczy surowe dane, nie mające wiele wspólnego ani z Intelligence, ani z inteligencją.
I szybko wkleić je do Excela.
A NASTĘPNIE ten pogardzany, no i używany w sposób zaawansowany ale najczęściej nieprofesjonalny, ten obciachowy Excel dostarcza informacji. Takiej, jak potrzeba. Elastycznie. Szybko. Nieważne, że można by to zrobić jeszcze pięć razy, co ja mówię, sto razy szybciej. Nieważne, że można zrobić to raz, żeby mieć zawsze aktualna informację a robi się raz na tydzień, ciągle tak samo. Ważne, że się otrzymuje TO, CZEGO SIĘ POTRZEBUJE. A co rzadko można uzyskać w wymaganej postaci od systemu BI.

 

Użytkownik Excela, kto to jest?

Dostarczaniem menagerom informacji dla celów zarządzania zajmują się analitycy businessowi.
Menager zresztą też jest analitykiem lub byłym analitykiem.
A z kolei analityk jest zwykle byłym lub aktualnym pracownikiem technicznym, ekonomicznym, finansowym, księgowym, pracownikiem marketingu, logistyki, kadr, inżynierem serwisowym, inżynierem badaczem, nawet konstruktorem.

Wszyscy oni, a więc praktycznie każdy pracownik umysłowy firmy, zajmują się w mniejszym lub większym stopniu przetwarzaniem danych na informację. Czyli pracują przy pomocy Excela w dziedzinie BI wcale o tym nie wiedząc. Nie wiedzą o tym tak, jak słynny pan Jourdain nie wiedział, że mówi prozą.

Rzecz w tym, żeby używać Excela profesjonalnie i wtedy … będzie jeszcze mniej powodów, żeby wydawać miliony dolarów na systemy przetwarzające dane na informację nieprzydatną dla zarządzania a słabo przydatną, jako dane do przetworzenia w Excelu.

 

Ja z przyjacielem

… tym się zajmujemy w naszym tandemie, który od lat tworzymy. Tworzymy go wówczas, gdy trzeba i można zrealizować jakiś ciekawy projekt z zakresu BI mający charakter korporacyjny. Lub posprzątać po upadającym projekcie BI.

W pewnym momencie uzyskaliśmy okazję do dzielenia się doświadczeniami z naszych przedsięwzięć.
Jesteśmy więc wraz z kolegą, Wojciechem Gardzińskim (http://www.goldenline.pl/wojciech-gardzinski) , autorami programów i prowadzącymi kursy użytkowania standardowych narzędzi biurowych. Na poziomie, jak to się pięknie mówi, zaawansowanym, cokolwiek to znaczy. A znaczy dla każdego wykładowcy, zapewne co innego.

Przeszkoliliśmy parę tysięcy doświadczonych, zaawansowanych użytkowników Excela. Pracujących bardziej lub mniej profesjonalnie. Z całym szacunkiem dla ich wiedzy i umiejętności, dzięki tym kursom zwiększyli swoje możliwości działania i stanowią już parotysięczną grupę bardziej świadomych użytkowników Excela.

To dla nas kolejna okazja, by uogólnić swoje  doświadczenia i ogłosić własną doktrynę BI.
Planujemy wydać książkę na ten temat. Ten blog to wprawka do niej.
Zapraszamy do dyskusji.

 Wydawnictwo Helion - pliki przykładów z wydanych książek informatycznych, jak ściągnąć? Wpis nie sponsorowany Helion wydaje ważne dla mnie ...